Ustawy „Apteka dla aptekarza” okazały się przeciwskuteczne – liczba aptek zmalała, zmniejszyła się dostępność usług aptecznych.
Czy można sprawić, żeby sztabka złota – kruszcu osiągającego obecnie rekordowe wartości 340 tys. zł za kilogram – stała się w Polsce praktycznie bezwartościowa? Owszem, jak najbardziej. I to za pomocą… długopisu. Wystarczy opracować i wprowadzić przepisy, które teoretycznie pozwalają na sprzedaż złota, ale w praktyce czynią to niemal niemożliwym. Jak? A np. tak, że kilogramową sztabkę złota można spieniężyć jedynie w kawałkach ważących dokładnie 4 miligramy. I tylko złotnikowi posiadającemu państwowy certyfikat, który wymaga ukończenia kilkuletnich studiów. Dodatkowo, złotnik nie może mieć w swoim sejfie w ogóle więcej niż 4 mg złota, a jego łączne zapasy kruszcu (gdyby miał więcej niż jedną pracownię) nie mogą przekraczać jednego procenta całkowitych zasobów złota w jego województwie. I dodać jeszcze zastrzeżenie, że rodzic, który nawet od lat posiada sztabkę złota – nie może przekazać jej dzieciom po przejściu na emeryturę. No chyba, że są one certyfikowanymi złotnikami i spełniają wszystkie pozostałe warunki (liczba posiadanych sejfów i ogólne zasoby złota w województwie).
Jeśli zamienić słowo „złoto” na „apteka”, to ten opis rodem z prawniczego horroru stanie się… streszczeniem efektów ustawy „Apteka dla aptekarza 2.0” (nazywanej w skrócie AdA 2.0) – pisze prof. Sławomir Dudek z IFP w „Rzeczpospolitej”.
Link do całości artykułu: Sławomir Dudek: Apteka dla aptekarza? A gdzie pacjent? – rp.pl