Od kilku lat w polskim środowisku aptekarskim toczy się wielka wojna: stawką są w niej wpływy na wartym miliardy złotych rynku. Jedna ze stron zdążyła już odnieść w tym zmaganiu wielkie zwycięstwo – jednak wciąż na każdym kroku stara się zdyskredytować tę drugą.
Konflikt, o którym mowa, toczy się pomiędzy przedstawicielami tzw. aptek indywidualnych a aptekami sieciowymi. Przed kilkoma laty ta pierwsza grupa odniosła triumfalne zwycięstwo: obowiązująca od 2017 r. ustawa „Apteka dla Aptekarza” pozwala zakładać nowe apteki jedynie dyplomowanym farmaceutom – był to ruch wprost wymierzony w przedsiębiorców, nie będących farmaceutami (równocześnie mieli i wciąż mają obowiązek zatrudnienia farmaceuty na stanowisku kierownika apteki). Dodajmy, że za sieć apteczną uważa się firmę, która posiada zaledwie pięć aptek wzwyż. W 2020 roku w Polsce działało 359 sieci aptecznych. Najwięcej, bo aż 214 z nich, to sieci posiadające od 5 do 9 aptek, Największe sieci, posiadające powyżej 100 aptek, to zaledwie 9 podmiotów. Sieci apteczne to głównie małe i średnie, polskie firmy rodzinne. To głównie kapitał polski – do podmiotów z udziałem kapitału zagranicznego należy tylko 6,7 proc. aptek.
Od tego czasu liczba aptek w Polsce szybko maleje: od czerwca 2017 roku do grudnia 2020 roku zniknęły z mapy 1 363 apteki. Zwolennicy „Apteki dla Aptekarza” nie uważają tego jednak za problem.
Więcej na: natemat.pl