W piątek 4 grudnia 2020 roku w Świetlicy Wolności odbyła się debata Związku Przedsiębiorców i Pracodawców poświęcona zjawisku obrotowych drzwi na rynku aptecznym i granicom kompetencji samorządów zawodowych w kontekście samorządu aptekarskiego. Podstawowy wniosek z dyskusji jest następujący: zakres kompetencji samorządu aptekarskiego jest znacznie szerszy, niż w przypadku innych samorządów zawodowych w Polsce, a swobodny przepływ osób pomiędzy organami samorządu a instytucjami nadzoru generuje konflikty interesów. Realizacja koncepcji zamkniętego rynku aptecznego, forsowanej przez organy samorządu aptekarskiego, wiąże się nie tylko z dramatami przedsiębiorców prowadzących apteki, lecz również z istotnymi szkodami dla pacjentów. W toku dyskusji padły nawiązania do samorządów prawniczych, latami ograniczającymi dostęp do zawodu osobom spoza rodzin prawników.
– Nie ulega wątpliwości, że mamy w Polsce spór dotyczący kształtu regulacji rynku aptecznego – twierdzi Jakub Bińkowski, dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji ZPP – Problem w tym, że jedna z jego stron posługuje się całkowicie fałszywą argumentacją. Wbrew pojawiającym się w przestrzeni publicznej informacjom, jakoby polski rynek apteczny był zmonopolizowany przez zagraniczne sieci, w rzeczywistości apteki sieciowe stanowią mniej niż połowę wszystkich placówek w Polsce, a większość sieci aptecznych to polskie małe i średnie przedsiębiorstwa. Jedynie 9 sieci w skali całego kraju posiada więcej, niż 100 aptek. Nie ma więc ryzyko monopolizacji rynku. Istnieje jednak znaczne ryzyko ograniczenia jego konkurencyjności przez rosnącą rolę samorządu zawodowego.
W toku dyskusji poruszono szereg wątków stanowiących oś aktywności samorządu aptecznego i przeanalizowano ich wpływ na sytuację zarówno przedsiębiorców aptecznych, jak i pacjentów. Wśród poruszonych tematów znalazła się m.in. kwestia sprzecznej z literalnym brzmieniem przepisu interpretacji regulacji antykoncentracyjnej (słynny 1% aptek w województwie), udziału samorządu aptecznego w procesie wydawania i cofania zezwoleń na prowadzenie apteki, czy choćby porozumienia zawartego przez Naczelną Radę Aptekarską z Ministrem Zdrowia, w ramach którego samorząd aptekarski forsuje kolejne pomysły zamykające rynek. Brak transparentności, płynne przepływy między organami samorządu a organami inspekcji, przechwytywanie roli regulatora – wszystko to powoduje, że na rynku aptecznym mamy do czynienia ze swoistym układem zamkniętym, na istnieniu którego cierpi zarówno część środowiska, jak i pacjenci.
– Podstawowym zadaniem samorządów zawodowych w Polsce jest reprezentowanie przedstawicieli zawodów zaufania publicznego i dbałość o należyte wykonywanie tych zawodów – podkreśla prof. Robert Gwiazdowski, szef Rady Programowej Warsaw Enterprise Institute – Zadań tych nie można jednak realizować w sposób dowolny. Zakres kompetencji samorządu aptecznego jest tymczasem wyraźnie szerszy, niż zakresy kompetencji pozostałych funkcjonujących w Polsce samorządów zawodowych i wydaje się, że Naczelna Izba Aptekarska w swojej działalności wykracza poza wspomniane funkcje. Co więcej, na rynku aptecznym obserwujemy charakterystyczne zjawisko drzwi obrotowych. Te same osoby, które w tej chwili prowadzą aptekę, za chwilę mogą uczestniczyć we władzach quasi-regulatora, jakim chce być NIA, a następnie zacząć pracę w organie inspekcji, po to by na końcu ponownie wrócić na rynek. To sytuacja generująca oczywiste patologie. W przypadku samorządu aptecznego mamy zatem do czynienia ze zjawiskiem, które w teorii regulacji określane jest mianem „przejęcia regulatora”.
Kluczowy wniosek z debaty jest jasny: sposób regulacji rynku aptecznego w Polsce, rozumiany łącznie z modelem funkcjonowania samorządu aptekarskiego, ogranicza konkurencję, uderza w uczciwych przedsiębiorców, a na koniec dnia – wpływa na ograniczenie dostępności leków dla pacjentów. Przejawem tego zjawiska może być choćby przykład regulacji znanej jako „Apteka dla Aptekarza” – przepisy mające w założeniu zwiększyć dostępność aptek na terenach wiejskich, w praktyce doprowadziły do likwidacji jedynej apteki w kilkudziesięciu niewielkich miejscowościach.
– „Apteką dla aptekarza” poszliśmy wbrew europejskiemu trendowi. Wystarczy wspomnieć przykład Irlandii, w której wprowadzono tego rodzaju przepisy, a następnie po kilku latach je wycofano – liczba aptek spadła, a marże tych, które na rynku pozostały, diametralnie wzrosły. Tymczasem w Polsce od lat przedstawiciele korporacji aptekarskiej prowadzą działania mające na celu usunięcie z rynku aptek, których właścicielami nie są farmaceuci – twierdzi Marcin Piskorski, prezes Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET – Narzędziami tych działań są hejt, zmiana znaczenia przepisów prawa bez zmiany ich treści, dezinformacja i składanie donosów. Wskutek forsowania interpretacji przepisów sprzecznej z ich faktyczną treścią i współpracy z organami inspekcji, część środowiska aptecznego doprowadza uczciwych właścicieli aptek niemal na skraj bankructwa. Przy tym, pod pozorem walki o niezależność farmaceutów dąży się w praktyce do realizowania czystych celów biznesowych – przedsiębiorcy znajdujący się w sytuacji bez wyjścia stanowią potencjalnych „klientów” giełd aptek, którzy skłonni będą pozbyć się swojego majątku po znacznie zaniżonej cenie. Narracja dotycząca zawodowej deontologii i wzniosłych ideałów to jedynie zasłona dymna. W rzeczywistości chodzi o ostrą walkę konkurencyjną – ze szkodą dla pacjentów.
Link do debaty: https://fb.watch/2dF7NP6dOp/