Serwis wp.pl opisuję historię Kołaków Kościelnych (woj. podlaskie), gdzie zamknięto ostatnią aptekę, w której mieszkańcy wsi mogli zaopatrywać się w leki.
Jest w Kołakach sklep spożywczy. Naprzeciwko stoi szary budynek urzędu gminy. Tam gabinet ma też lekarz. Kawałek dalej jest remiza, obok cmentarz. Są też uprawne pola, które sięgają po horyzont. I mały staw, przy którym stoi plac zabaw.
Mieszkańcy opowiadają, że aptekarka przyjeżdżała do nich aż z Białegostoku. Codziennie rano wsiadała w samochód, pokonywała sześćdziesiąt kilometrów. Otwierała swoją małą, ciasną aptekę. Parę godzin sprzedawała mieszkańcom leki. I wracała.
– Jedne drzwi był lekarz, drzwi obok apteka – mówi mieszkanka wsi. – Kiedyś wyszłam od lekarza i zaraz kupiłam co trzeba. Teraz trzeba jechać. Muszę zawsze prosić syna, wnuczka, synową, żeby mnie zawieźli.
Bo apteki już w Kołakach nie ma.
Masz receptę? Coś cię bierze? Musisz jechać dwanaście kilometrów, bo ostatnią aptekę zamknięto. Nie masz samochodu, to masz problem. Tak wygląda codzienność mieszkańców tej wsi. I dziesiątek innych w całym kraju.
O przyczynach znikania aptek z naszego kraju szczególnie na terenach wiejski mówi Marcin Piskorski, przesz ZPA PharmaNET.
– Wysoki koszt wejścia, wysokie koszty utrzymania, mnóstwo wymagań. Koszt to chociażby sam lokal, który musi spełniać szereg wymagań. Jak już pisaliśmy, zarówno apteka, jak i punkt apteczny, muszą mieć określoną liczbę pomieszczeń, wejść, podjazd dla niepełnosprawnych. Poza tym każda apteka musi mieć własną recepturę, czyli miejsce, gdzie robi leki na receptę. – mówi Marcin Piskorski.
– Na Zachodzie jest tak, że receptura jest w jednej aptece i obsługuje cały powiat. U nas są archaiczne przepisy, że każda apteka musi być w nią wyposażona, co jest bardzo drogie. Nie można też apteki reklamować, a po zmianie przepisów może prowadzić ją jedynie farmaceuta. Dawniej aptekę mógł otworzyć każdy inwestor, który dopiero potem musiał zatrudnić fachowy personel – dodaje Piskorski
Więcej na: wp.pl